Tłumaczenia w kontekście hasła "ja zostanę" z polskiego na angielski od Reverso Context: ja zostanę, ja tu zostanę
Translations in context of "to zrobię, zostanę" in Polish-English from Reverso Context: Jeśli to zrobię, zostanę jednym z nich.
Tłumaczenia w kontekście hasła "zostanę przy" z polskiego na niemiecki od Reverso Context: Zawsze o tym marzyłam, ale Myślę, że będzie bezpieczniej jak zostanę przy książkach.
Będąc na poziomie średniozaawansowanym B1 możemy podejść do matury podstawowej, PET (Cambridge English) oraz LCCI 2. Na tych egzaminach musimy wykazać się umiejętnością posługiwania się językiem angielskim w codziennych sytuacjach. Poziom średniozaawansowany ma też wyższy stopień – B2, na którym możemy podejść do
Tłumaczenia w kontekście hasła "Jak tylko zostanę jego żoną" z polskiego na angielski od Reverso Context: Jak tylko zostanę jego żoną, wybór będzie o wiele łatwiejszy.
Wygrzebujemy się z okopów i ruszamy po zboczu, ja i Bones, który jest * arte no, tym, co strzela. Lekarz mówi, że mam skórę jak *rosonożec czy ktoś taki. Lądujemy na lotnisku w San *Franciszko, a tam czeka wielki tłum. Wszyscy mająjakieś tablice i ♦ transporenty.
. zapytał(a) o 19:28 jak jest po angielsku zostaw mnie w spokoju ? A konkretniej zostaw mnie w spokoju i nie odzywaj się do mnie ...kto pierwszy powie całe zdanie dostanie NaJ... Ostatnia data uzupełnienia pytania: 2010-02-16 15:16:09 To pytanie ma już najlepszą odpowiedź, jeśli znasz lepszą możesz ją dodać 1 ocena Najlepsza odp: 100% Najlepsza odpowiedź Kajuśś odpowiedział(a) o 15:19: Leave me alone and does not talk to me si Odpowiedzi powaga odpowiedział(a) o 19:29 Asia ;)) odpowiedział(a) o 19:29 blocked odpowiedział(a) o 19:29 blocked odpowiedział(a) o 19:29 PaUli$ia odpowiedział(a) o 19:33 Berlsio odpowiedział(a) o 19:41 Wpisz w słownik polsko angielski ;p It leave me in tranquility (peace)! Uważasz, że ktoś się myli? lub
Nawiązuję do artykułu Krzysztofa Wirpszy "English is NOW, albo jak NIE uczyć się angielskiego" i do dyskusji pod tym tekstem. Angielski jako język międzynarodowy, światowy i wehikularny jest w ekspansji. Teraz gdy to pisze, słucham śpiewanek country, w dialekcie z Tennessee zapewne; co z tego rozumiem, poza „come”, „you”, „dont’ care” – nie będę się chwalił. Angielski ma unormowaną pisownię (pomijam jej kapryśność), ale nie ma unormowanej wymowy-fonetyki. W miarę, jak będzie używany, głównie jako drugi, wyuczony język, jakakolwiek norma fonetyki będzie coraz bardziej nie do utrzymania. Dzisiaj tej normy też nie ma, zastępuje ją zwyczaj i oglądanie się na centra: New York i Londyn. Wielość i dowolność fonetyk będzie się powiększać. Ekspandować będzie angielski, ale wśród niego także angielski mówiony przez Hindusów, angielski mówiony przez hiszpańskojęzycznych (Amerykanów południowych lub stamtąd pochodzących), a niezwykłe jest, jak hiszpańskojęzyczni umieją zniekształcać angielską fonetykę; właściwie nie zniekształcają jej, tylko propagują własną normę: języka hiszpańsko-angielskiego. Z podobnie wielką dowolnością angielski wymawiają Japończycy, Chińczycy pewnie też. Imigranci będą nadal i coraz bardziej wnosić swoje fonetyczne nawyki do centrów: do Stanów i na Wyspy. Rozrzut fonetyk będzie ewoluować w stronę wzajemnej niezrozumiałości, a to wymusi potrzebę sztucznego i planowego normowania fonetyki. Można przewidywać, że skutkiem będzie obmyślenie sztucznej normy, czyli faktycznie stworzenie sztucznego języka wywodzącego się z angielskiego. Język ten z góry byłby pomyślany jako wehikularny a nie narodowy, i stworzony raczej przez jakiś komitet niż przez jednego człowieka, i raczej przez wiele komitetów niż jeden, co pociągnie konkurencję. Przy czym wzorcem i podstawą dla tego NeoEnglish NIE będzie ani angielski klasycznie-brytyjski, ani amerykański, bo oba te warianty już teraz są uważane przez ich nie-nativów za najtrudniejsze do fonicznego zrozumienia i najbardziej hermetyczne, zwłaszcza angielski brytyjski wysokich klas, który prócz mówienia służy do odróżnienia swoich-lepszych od obcych-gorszych. Ten neo-wehikular może wziąć za podstawę angielski-europejski, mówiony na kontynencie i dla Polaków dużo przyswajalniejszy. Neowehikular będzie się różnił się od dzisiejszego nieśmiałego i wstydliwie nieoficjalnego angielsko-europejskiego tym, że będzie normowany – inaczej nie zaistnieje; tzn. będzie można mówić o neowehikularze od momentu, kiedy powstanie Akademia Angielszczyzny Wehikularnej (która nie musi mieć siedziby naziemnej, np. w Brukseli, może istnieć tylko w Sieci), która swoje ustalenia co do mówienia narzuci jakiejś dużej liczbie ludzi; jak i dlaczego? – raczej nie siłą, tylko dlatego, że tak będzie wygodniej. Mogą wtedy powstać elity, które w wehikularze będą czuć się u siebie, definiować siebie będą przez ten język jawnie lub niejawnie, stawiając się w opozycji do elit angielszczyzny londyńskiej lub nowojorskiej. Jeśli faktycznie Europa kontynentalna będzie macierzą tego języka, to narzuci jemu swoje nawyki fonetyczne. (Przerzuciłem internetowe radio z Tennessee na Grecję, różnica od razu jest taka, że słychać wszystkie samogłoski, klasyka: i u o a e, żadnych okupujących angielski fonetycznych niewyraźnych i chwiejnych pomiędzaków, słychać też granice międzysłowne, których angielski najoczywiściej i po prostu nie ma!) Więc Europa nauczy się po angielsku, ale zmieni go właśnie w kierunku zgodności z własnymi nawykami. A nawyki te to jasność samogłosek (właśnie te i u o a e) i akcentowanie każdego wyrazu z osobna. Tylko że to już nie będzie dzisiejszy angielski. Hindusi zapewne będą naszymi sojusznikami, bo fonetyczny styl ich języków (także Iranu i chyba Afryki) jest bliższy kontynentalnej Europie niż angielskiemu. Kiedy to się stanie, pozostanie jeszcze renormalizacja pisowni przywracająca starożytną, od Hellenów i Latynów, zasadę: jedna litera – jedna głoska czyli fonem. Będziemy pisać aj lav ju i gud temprićar for wokiŋ. Komentowanie wyłączone od 1 sierpnia 2020.
Mówienie w języku angielskim dla wielu osób jest wyzwaniem. Idealnie ukazuje to grafika poniżej, gdzie to, „co myślę” znacznie różni się od tego „co mówię”. Niestety bardzo często tak to wygląda w praktyce. Czym jest spowodowana bariera językowa? Powodów jest wiele. Jest to poniekąd uwarunkowane tym, że nauczyciele w szkołach nie przywiązują zbyt dużej wagi do speakingu i nie można ich za to winić. Nie ma na to dużo czasu – materiał jest bardzo obszerny, godzin mało, a trzeba nauczyć uczniów jak najwięcej słówek oraz gramatyki. A co z mówieniem? Tak naprawdę dopiero egzamin maturalny z języka angielskiego ma część ustną i jest to pierwszy egzamin, na którym faktycznie ocenia się zdolność mówienia po angielsku. Wielu moich uczniów ma barierę. Większość z nich ma kontakt z językiem niemal codziennie, posiadają duży zasób słownictwa oraz świetnie radzą sobie z gramatyką. ALE – tak, to jest ten moment, w którym pojawia się „ALE” 😉 – „Nie powiem, bo się pomylę”. „Nie powiem, bo boję się, że nie zostanę zrozumiany”. „A co, jeśli powiem i ktoś mnie dopyta i nie będę wiedzieć, o co chodzi”. Boimy się robienia błędów, chcemy być perfekcyjni, nie chcemy zostać wyśmiani. I to jest jak najbardziej w porządku, ale musimy pamiętać, że każdy popełnia błędy i należy wziąć pod uwagę to, że mówiąc nie uzupełniamy ćwiczenia gramatycznego i nie tłumaczymy słówek jak na kartkówce. Koncentrujemy się na komunikacji, czyli na przekazaniu informacji. Jak sobie radzić z barierą językową? Moim numerem jeden jest mówienie do siebie w języku angielskim. Brzmi śmiesznie, wiem, ale to naprawdę złoty pomysł, który się sprawdza! Ze swoimi uczniami widzę się raz, dwa razy w tygodniu. Zadanie jakie często im daję to właśnie mówienie do siebie. Opowiadanie o tym, co działo się danego dnia, o planach na jutro, o tym co właśnie teraz robię, jak się czuję, co przeczytałem, itp. W takim ćwiczeniu aktywizujemy zarówno struktury gramatyczne jak i słownictwo. Zdaję sobie sprawę z tego, że mogą popełniać błędy, bo nie ma obok nikogo, kto może poprawić błędy. Co wtedy? Widzimy się na zajęciach i proszę ich dokładnie o to samo – „Tell me about this and that” 🙂 Bariera robi się coraz mniejsza. Kolejnym sposobem na radzenie sobie z mówieniem jest myślenie w danym języku. Jeśli chcemy zakomunikować coś w języku angielskim, to starajmy się myśleć w tym języku. Jak to działa? Często jest tak, że ktoś nas o coś pyta i nagle BANG! Koniec. Ściana. Blokada. Nie wiem. Nie szukajmy na siłę słów i struktur. Przykład? Moja matura z angielskiego. Myślę sobie, ekstra, temat związany z zakupami, ogarnę. I nagle czytam: „Zapytaj sprzedawcę o możliwość dostania rabatu”. I co? I dramat. Bo jak jest rabat czy zniżka po angielsku. Teraz wiem i pamiętam, że to discount, ale na maturze nie było to wcale takie oczywiste 😀 Jak wybrnęłam? Obeszłam to słowo, zadając pytanie: „Is there any possibility to pay less?” I przeszło, max punktów. Przykład ten pokazuje, jak łatwo jest o barierę. Nie pamiętam słowa, szukam w głowie, nawet nie wiem czy je poznałam, czy też nie, ale muszę go użyć. I to jest błąd – nie musisz, nie koncentruj się na tym jednym słowie. Znasz inne słówka, których możesz użyć i powiedzieć coś, co ma takie samo znaczenie, ale użyjesz do tego innych słów. Co jeszcze pomaga? Czytanie na głos w danym języku. Ważne jest wypowiadanie słów na głos. Wiesz jak brzmią, więc łatwiej będzie Ci ich później użyć wypowiadając je. Na przykład, kiedy słuchasz masz kontakt z językiem i to jest super, bo ‚osłuchanie” się z angielskim jest ważne, ale czy później tego słuchania używasz do czegoś innego? Myślę, że nie. Można oczywiście opowiedzieć o tym, czego się słuchało, ale będzie to trudniejsze dla kogoś, kto ma barierę. Dlaczego? Bo te słowa zostały wypowiedziane przez kogoś innego, a nie przez Ciebie. Gdybyś powtarzał wszystko na głos – ok, ma to sens. Dlatego zamiast słuchania, uważam, że świetnym sposobem jest czytanie po angielsku na głos. Może to być książka, może to być gazeta albo artykuł znaleziony w internecie. Wypowiadasz słowa głośno – to raz, dwa – myślisz o tym, co czytasz, i trzy – robisz tego wizualizację w głowie. Spróbuj później swoimi słowami powiedzieć o tym, co przeczytałeś. Pomaga 🙂 Wiele osób mówi, że warto jest pojechać na jakiś czas do kraju anglojęzycznego. Nawet na kilka dni. Jasne, że warto. Tylko, zależy jakie masz co do tego wyjazdu oczekiwania. Efekty mogą być dwojakie, bo albo rzeczywiście poczujesz się lepiej w kraju, gdzie wszyscy mówią po angielsku i wtedy nie będziesz się wstydzić mówić, albo skutek może być całkiem przeciwny – nie będziesz chciał mówić, bo: „ludzie tam mówią inaczej niż ja, mają inny akcent, mówią szybciej, nie zrozumiem ich a oni mnie i w ogóle nie wiem po co przyjeżdżałem, weź Ty powiedz, bo ja się wstydzę…” i wiele, wiele innych. STOP. Do wszystkiego trzeba podejść z rozsądkiem. Jeśli masz okazję jechać do kraju anglojęzycznego – jedź! Przełam się. Ludzie nie gryzą, uczą się różnych języków tak jak Ty i na pewno zostaniesz zrozumiany. Ważne jest to, że chcesz się komunikować, niekiedy zmusza nas do tego sytuacja i takie sytuacje też są dobre. Pamiętaj, że każda rzecz jaką powiesz na głos po angielsku zmniejsza Twoją barierę językową.
Himilsbach i Maklakiewicz Swego czasu Jan Himilsbach miał propozycję zagrania w zachodnim filmie. Był jednak pewien warunek angażu: aktor musiał opanować język angielski. Ponieważ początek zdjęć był jeszcze sprawą bardzo odległą, nauczenie się języka w przynajmniej podstawowym zakresie było całkiem realne. Po długim namyśle Jasiu jednakże odmówił. Kiedy znajomi pytali go o powody tak niecodziennej decyzji (w końcu rola w filmie na Zachodzie to nie było za komuny w kij dmuchał), aktor wypalił szczerze: - Pomyślcie sami - ja się nauczę angielskiego, a oni jeszcze gotowi odwołać produkcję filmu. I co wtedy? Zostanę jak głupi z tym angielskim... Udostepnij Stały link Swego czasu w "Spatifie" do toalety wtacza się nieźle wstawiony Janek. Załatwiwszy swoją sprawę, zostawia babci klozetowej na tacy banknot o zdecydowanie zbyt dużym nominale. Spostrzegłszy to babcia wybiega za aktorem: - Panie Janku, ale to za dużo, pan się pomylił, oddaję, ja jestem uczciwa... - I dlatego tu, kurwa, siedzisz - skwitował Himilsbach. Udostepnij Stały link Dialog przed sklepem: - Zdzichu, to ile w końcu bierzemy? Jedną czy dwie? - Eee, dwie to będzie za dużo, jedną chyba. - A jak zabraknie? - No dobra Jasiu, weźmy dwie. - Dzień dobry. Prosimy skrzynkę wódki i dwie oranżady. Udostepnij Stały link Na scenie Kabaretu "Pod Egidą" Jan Pietrzak bezskutecznie namawiał go do zakończenia spontanicznego popisu: - Jasiu, zejdź! - Zejdę, jak zejdzie Edward Gierek!!! - Odparł Himilsbach. Udostepnij Stały link Plotka głosi, że w dwa dni po pogrzebie Maklaka Himilsbach zadzwonił do jego matki. - Zdzisiek jest? - pyta zachrypniętym głosem. - Ależ panie Janku - dziwi się matka - przecież pan wie, że Zdzisiek umarł. - Wiem, kurwa, ale mi się w to wierzyć nie chce. Bardzo panią przepraszam. Udostepnij Stały link Himilsbach pił kiedyś piwo na środku Marszałkowskiej. Podeszła do niego staruszka - Co Pan tu, proszę Pana, sieje zgorszenie? Piwo Pan pije na środku ulicy? - Babciu - powiada Janek - pani nie wie o co chodzi, ja do organizmu wprowadzam bajkowy nastrój. Udostepnij Stały link Janowi Himilsbachowi absurd towarzyszył od początku - w metryce jego urodzenia pijana urzędniczka wpisała nieistniejącą datę 31 listopada. Inni mówią, że za pomyłkę odpowiada ojciec naszego bohatera, który po intensywnym świętowaniu narodzin syna nie mógł sobie przypomnieć właściwej daty. Tak czy siak - zawinił alkohol. Sam Himilsbach mówił zawsze ze zdziwieniem: "Jeden dzień w tą, jeden dzień w tamtą, co za różnica"? Udostepnij Stały link Przed barem "Zodiak" w Warszawie, gdzie robotnicy układali chodnik: - "Tyle dróg budują, tylko, kurwa, nie ma dokąd iść!". Udostepnij Stały link W latach 80-tych Himilsbach pracował w kabarecie. Na którymś z wyjazdów do pokoju w hotelu zakwaterowano mu "przyzwoitkę". Miał on pilnować, żeby Jasiu nie nadszarpnął swojego zdrowia i był sprawny dnia następnego. Rozpakowali się i Jasiu daje komendę: - Chodź idziemy do baru. Mam na jedno piwo. - Nie jest źle, nie ma pieniędzy, więc nie przeholuje - pomyślał "opiekun". Zeszli. W barze pojawiło się zaraz kilka osób z nieograniczoną zdolnością finansową. Każdy chciał wypić zdrowie z Panem Jankiem. Gość miał czuwać nad tym, by Himilsbach nie wypił za dużo. Był w sytuacji dość niezręcznej. Nie chciał zachowywać się gruboskórnie, postanowił więc większość alkoholu przyjmować na siebie, by jakoś chronić Janka. Około godziny drugiej Himilsbach spotkał się przy windzie z Jurkiem Cnotą. - Co, zjeżdżasz do baru? - pyta Cnota. - Cały czas jestem. Odprowadziłem tylko Mamcarza, ma strasznie słabą głowę. Kogo mi oni dali do pokoju! - wychrypiał oburzony Himilsbach. Udostepnij Stały link Od śmierci Maklakiewicza - Himilsbach coraz rzadziej pojawiał się w Alejach (chodzi o "Spatif"). Był schorowany i stan zdrowia nie pozwalał mu na zabawy tak huczne, jak dawniej. Nie miał już swojej charakterystycznej chrypy, mówił szeptem, chodził z trudem. Znany warszawski lekarz, codzienny gość "Spatifu", wyznaczył mu więc alkoholowy limit - sto gram dziennie. Jednak w niedługi czas potem zobaczył Himilsbacha w stanie wskazującym na spożycie większej ilości. - Jasiu! A nasza umowa - karcił aktora - miałeś poprzestać na stu gramach?! - A ty myślisz, że ja tylko u ciebie się leczę? - spokojnie odparował Himilsbach. Udostepnij Stały link W hotelu Monopol we Wrocławiu dostał się Himilsbachowi pokój, w którym kiedyś mieszkał Hitler. Późnym wieczorem Jasiu dzwoni do recepcji z awanturą, że w pokoju wszystko cuchnie mu Adolfem, że to skandal...- Ależ panie Janku, to było tak dawno! Od tego czasu przeprowadzono kilka remontów, wymieniono wszystkie meble. - Ale mogliście też kurwa wymienić pościel! Po tym incydencie w hotelach zawsze sypiał na dywaniku. - Łóżka są takie miękkie, że cały się zapadam. A wtedy mógłbym się udusić rzygowinami. Udostepnij Stały link Kolejna anegdotka z "Rejsu" dotyczy synka Mamoniów, który zachował się bardzo nieprzyzwoicie i pozbawił Sidorowskiego razu, kiedy milicja zatrzymała wstawionego Jana Himilsbacha, Marek Piwowski poszedł na komisariat, by wyjaśnić sprawę. Komendant posterunku zgodził się nie wyciągać konsekwencji, pod warunkiem, że w filmie zagra jego synek. I stąd wziął się mały Romuś (vel Wojtuś). Udostepnij Stały link Mama z synkiem idąc ulicą zauważyła leżącego w kałuży pijaka. Pokazując na niego palcem, mówi do synka: - Widzisz synku, jak się nie będziesz uczył, to tak skończysz. Na to synek oburzony: - Ależ mamo, to jest nasz wspaniały aktor i literat, Jan Himilsbach. Na te słowa Janek wynurzył się z kałuży i z charakterystyczną chrypką przemówił: - I co, ku**wa, głupio ci?! Udostepnij Stały link Kiedyś znajoma pana Jana, Barbara Sas-Zdort dostała na jakimś festiwalu nagrodę. Więc jej gratulował... - Basiu, tak się cieszę! Mógłbym Cię teraz ze szczęścia nawet w p...ę pocałować...! Udostepnij Stały link Dwa dni przed rozpoczęciem zdjęć do Rejsu, Himilsbach został aresztowany za jakąś awanturę w kawiarni. Siedzi osowiały z opatrunkiem na głowie. Milicjant sporządzając protokół, wypełnia poszczególne rubryki: - Zawód? - Literat. - Nazwisko? - Himilsbach. - Imię? - Jan. - Zameldowany? - Warszawa, ulica Żeromskiego. Tylko nie pisz chuju przez "er zet"! Udostepnij Stały link Któregoś dnia do warszawskiego "Spatifu" wszedł przewodniczący Komitetu Kinematografii - partyjny "książę", od którego zależały wszystkie ówczesne produkcje. Kłaniał się grzecznie panom aktorom, panowie aktorzy z poszanowaniem, odpowiadali ukłonami. "Książę" usiadł, zamówił herbatkę. Nagle spostrzegł Dobry wieczór panie Janku... - Rzekł w swej łaskawości. Na to Himilsbach: - Uważaj w którą stronę mieszasz, chuju! Udostepnij Stały link
01 lip 2015 Jeszcze niedawno eurourzędnicy zachęcali do kupowania nowoczesnych diesli, które miały być wedle ich zapewnień wielce ekologiczne. Teraz okazuje się, że samochody napędzane olejem trują i powodują raka, w związku z czym już niedługo będą zwalczane. Pierwszą tego jaskółką jest opodatkowanie diesli w londyńskiej dzielnicy Islington. Każdy właściciel auta z silnikiem wysokoprężnym będzie bulił ekstra prawie 100 funtów w unijnej polityce motoryzacyjnej następuje właśnie zwrot, który przyczyni się do zmierzchu silników wysokoprężnych, niezawodnie wiatr zmian dotrze również na nasz lokalny rynek. Może na chwilę wzrośnie podaż diesli sprowadzanych z Zachodu, który będzie się ich wyzbywał, ale z czasem nie będzie już skąd brać kolejnych. Być może więc ci, którzy zainwestowali ciężkie pieniądze w specjalistyczne wyposażenie i wiedzę niezbędną do serwisowania diesli, zostaną z tym wszystkim jak Himilisbach z angielskim. Tym, którzy nie pamiętają tej anegdotki, przypomnijmy, że namawiany na zagranie epizodycznej roli w zachodnim filmie, na potrzeby której miał się nauczyć dwóch zdań w języku Szekspira, Himilsbach kategorycznie odmówił. – Ja się nauczę, filmu nie nakręcą i zostanę z tym angielskim jak wał – wyjaśnił roztropnie artysta.
a ja zostanę z tym angielskim